Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

dzień. Niekiedy nawet zdawało mu się, że postacie rozjaśniają się i stają się świecące, jakgdyby ogień czyśćcowy, odmalowany przez artystę, był istotnym płomieniem. Wreszcie, pod wpływem wciąż wzmagającego się niepokoju, zaczął wołać głośno na lokajów, aby zabrali obraz, który przejmuje go takim lękiem. Skoro się zbiegli, don Juan zawstydził się swej słabości. Pomyślał, że jego ludzie drwiliby zeń, gdyby się dowiedzieli, że zląkł się obrazu Powiedział tylko, głosem najnaturalniejszym na jaki się mógł zdobyć, aby zapalono świece i zostawiono go samego. Następnie wziął się z powrotem do czytania, ale jedynie oczy jego przebiegały książkę, duch był przy obrazie. Miotany niewymownym niepokojem, spędził noc nie zmrużywszy oka.
Skoro tylko zaczęło dnieć, wstał śpiesznie i udał się na polowanie. Ruch i świeżość poranka uspokoiły go nieco; skoro wrócił do zamku, wrażenia obudzone widokiem obrazu pierzchły. Siadł do stołu i pił obficie. Był nieco odurzony, kiedy szedł spać. Z jego rozkazu, narządzono łóżko w innym pokoju, i, jak można się domyślić, nie przeniesiono tam obrazu; ale don Juan zacho-