Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze hałas organów i głosów śpiewających straszliwe Dies irae. Don Juan miał uczucie, że słyszy chóry aniołów w dzień sądu ostatecznego. Wreszcie, przemagając się, chwycił za rękę księdza, który go mijał. Ręka ta była zimna jak marmur.
— Na imię nieba! ojcze, wykrzyknął, za kogo się modlicie i kto wy jesteście?
— Modlimy się za hrabiego don Juana de Marana, odparł ksiądz, wpatrując się weń pilnie z wyrazem bólu. Modlimy się za jego duszę, która jest w stanie grzechu śmiertelnego, a my jesteśmy dusze, które, dzięki mszom i modłom jego matki, wydostały się z ognia czyśćcowego. Spłacamy synowi dług matki; ale ta msza, to ostatnia, jaką nam wolno odprawić za duszę, don Juana Marany.
W tej chwili zegar na wieży uderzył: była to godzina umówiona na porwanie Teresy.
— Czas nadszedł, wykrzyknął głos wychodzący z ciemnego kąta w kościele, czas nadszedł! czy jest nasz?
Don Juan odwrócił głowę i ujrzał straszliwe zjawisko. Don Garcja, blady i zakrwawiony, zbliżał się wraz z kapitanem Gomare, którego rysy były zniekształcone ohy-