Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

co, że zdołasz się wyrwać z moich rąk! Nie! potargam w strzępy tę obłudną suknię, pod którą kryje się djabelskie kopyto, a wówczas może znajdziesz dość serca, aby się bić ze mną.
To mówiąc pchnął go gwałtownie do muru.
— Szlachetny Pedro de Ojeda, wykrzyknął don Juan, zabij mnie jeśli chcesz, ale bić się nie będę! I skrzyżował ramiona, wlepiając w don Pedra wzrok spokojny, ale i dumny.
— Tak, zabiję cię, nędzniku! ale wprzód postąpię z tobą tak, jak się postępuje z nikczemnikiem i tchórzem.
I dał mu policzek, pierwszy jaki don Juan kiedykolwiek otrzymał. Twarz don Juana stała się purpurowa. Duma i krewkość młodzieńcza zbudziły się w jego duszy. Bez słowa rzucił się ku szpadom i pochwycił jedną. Don Pedro wziął drugą i stanął w obronnej postawie. Zapaśnicy runęli na siebie z równą gwałtownością. Szpada don Pedra ugrzęzła w wełnianej sukni don Juana, i prześlizgnęła się obok ciała nie raniąc, podczas gdy oręż don Juana utonął po rękojeść w piersi przeciwnika, Don Pedro