Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

przewyższa elegancyą najwykwintniejszego paryskiego lub londyńskiego dandysa.
Kapitan Ledoux patrzał nań jakiś czas w milczeniu, podczas gdy Tamango, prostując się jak grenadjer defilujący na rewji przed cudzoziemskim generałem, cieszył się wrażeniem, które, jak sądził, uczynił na białym człowieku. Ledoux, przyjrzawszy mu się okiem znawcy, obrócił się do towarzyszącego mu oficera i rzekł:
— Oto chwat, którego sprzedałbym conajmniej za tysiąc talarów, gdybym go dowiózł zdrowo i cało do Martyniki.
Usiedli; majtek, który znał nieco język jolofski, służył za tłómacza. Po wymianie pierwszych grzeczności, chłopiec okrętowy przyniósł koszyk butelek wódki; wypito, poczem kapitan, chcąc wprawić Tamanga w dobry humor, ofiarował mu ładny mosiężny rożek na proch, ozdobiony portretem Napoleona. Podarek ten spotkał się z wdzięcznem przyjęciem, zaczem wszyscy wyszli z chaty, zasiedli w cieniu naprzeciw bateryi flaszek z wódką, i Tamango dał znak aby sprowadzono niewolników, których miał na sprzedaż.
Zjawili się długim sznurem, przygięci znużeniem i strachem, każdy z szyją uwię-