Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

zamian sześciu pozostałych niewolników. Oswobodził ich z wideł i pozwolił im iść gdzie im się spodoba. Natychmiast rozbiegli się w różne strony, wielce zakłopotani powrotem do ojczyzny leżącej o dwieście mil od brzegu.
Tymczasem kapitan pożegnał się Tamangiem i zajął się corychlej ładowaniem towaru. Nie było bezpiecznie zostawać długo w ujściu rzeki: krążowniki mogły się zjawić, to też postanowił odjechać nazajutrz. Co się tyczy Tamanga, ułożył się na trawie, w cieniu i zasnął odurzony wódką.
Kiedy się obudził, statek rozwinął już żagle i płynął w dół rzeki. Tamango, z głową jeszcze ciężką od wczorajszej pijatyki, zażądał żony swej Ayszy. Odpowiedziano mu, że miała nieszczęście popaść w jego niełaskę, i że ją darował białemu kapitanowi, który zabrał ją z sobą na okręt. Na tę wiadomość, Tamango, osłupiały, zaczął się bić po głowie, następnie chwycił fuzję i, ponieważ rzeka robiła kilka zakrętów nim miała utonąć w morzu, pobiegł najkrótszą drogą w stronę małej przystani odległej o pół mili od ujścia. Tam spodziewał się znaleść łódkę którą będzie mógł dotrzeć do statku posuwającego się wolno krętem łoży-