Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

skiem rzeki. Nie omylił się: w istocie miał czas skoczyć w łódkę i dobić do okrętu.
Ledoux zdumiał się widząc go, a bardziej jeszcze słysząc żądanie zwrotu żony.
— Co darowane to darowane, odparł.
I odwrócił się doń plecami.
Czarny nalegał, ofiarując się zwrócić część przedmiotów, które otrzymał w zamian za niewolników. Kapitan zaczął się śmiać; oświadczył że Aysza jest bardzo dobra kobiecina i że pragnie ją zatrzymać. Wówczas Tamango wylał strumienie łez i zaczął wydawać przerażające krzyki boleści, jak nieszczęśnik poddający się operacji chirurgicznej. To tarzał się po pokładzie wołając swej drogiej Ayszy; to tłukł głowę o deski, jak gdyby chcąc się zabić. Kapitan, wciąż niewzruszony, pokazywał mu rzekę, dając znaki że czas mu do powrotu; ale Tamango zaciekł się. Posunął się tak daleko, iż ofiarował swoje złote epolety, fuzyę i szablę. Wszystko napróżno.
Podczas tej sceny, porucznik Nadziei rzekł do kapitana:
— Umarło nam tej nocy trzech niewolników, jest miejsce. Czemu nie mielibyśmy wziąć tego krzepkiego draba, który sam jeden więcej jest wart niż ci trzej zmarli?