Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

narku. Uśmieję się w dniu, w którym będziesz miał rozkaz powiesić się.
Miałem tę słabość, żem ją odwołał i przyrzekłem przepuścić wszystkich cyganów świata, jeżeli trzeba, byle otrzymać jedyną nagrodę której pragnąłem. Przysięgła mi dotrzymać słowa zaraz jutro i pobiegła uprzedzić swoich kompanów, którzy czekali tuż. Było ich pięciu, w ich liczbie Pastia, wszyscy dobrze objuczeni angielskim towarem. Carmen sprawowała czaty. Miała ich ostrzec kastanietami z chwilą, gdy ujrzy ront, ale nie było potrzeby. Przemytnicy załatwili się w jednej chwili.
Nazajutrz poszedłem na ulicę Candilejo. Carmen dała na siebie czekać, i przyszła w dość kwaśnym humorze.
— Nie lubię ludzi, którzy się dają prosić, rzekła. Oddałeś mi większą przysługę pierwszym razem, nie wiedząc czy coś na tem zyskasz. Wczoraj, targowałeś się ze mną. Nie wiem pocom przyszła, bo cię już nie kocham. Et, idź sobie, masz tu jednego duro za fatygę.
Mało brakło, a byłbym jej rzucił pieniądz w twarz; musiałem sobie zdać gwałt aby jej nie wybić. Po godzinnej sprzeczce wyszedłem wściekły. Błądziłem jakiś czas po