Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

pewnych momentach i nikt wówczas nie miał ochoty śmiać się, — czy wiesz coby trzeba zrobić? Żeby jednooki szedł pierwszy. Ty trzymaj się nieco z tyłu; rak jest dzielny i zręczny, ma dobre pistolety... Rozumiesz?...
Przerwała sobie nowym wybuchem śmiechu, który przyprawił mnie o dreszcz.
— Nie, odparłem: nienawidzę Garcji, ale to mój kamrat. Pewnego dnia może oswobodzę się od niego, ale załatwimy się z sobą obyczajem mego kraju. Jestem Cyganem jedynie z przypadku; w pewnych rzeczach zostanę zawsze szczerym Nawarczykiem.
Odparła:
— Jesteś głupiec, ciemięga, prawdziwy payllo. Jesteś jak karzeł, który myśli że jest wielki kiedy umie daleko plunąć. (Przysłowie cygańskie). Nie kochasz mnie już, idź precz.
Kiedy ona mi mówiła: „Idź precz“, nie mogłem odejść. Przyrzekłem jechać, wrócić do kamratów i czatować na Anglika; nawzajem ona przyrzekła mi udawać chorą aż do chwili podróży z Gibraltaru do Ronda. Zostałem jeszcze dwa dni w Gibraltarze. Miała to zuchwalstwo, aby przyjść do mnie