szydzony, a tu imię twe wiecznie żyć będzie i będziesz wyższy nad innych.“
I słuchając głosu szatana, sprzeciwiał się Gryf drugim słowom dziewicy, które mówiły: „kochaj“, bo chciał się wynieść nad równych sobie.
I gdy przygotowywano się do odjazdu i zbrojono, chodził wygnaniec smutny i zniechęcony między ochoczym ludem, nie wyjawiając nikomu, co go dręczyło, bo wiedział, że źle myśli.
Illa mniemała, że żal mu opuszczać cichą zagrodę nad morskim brzegiem błękitnym i spokój życia w pracy i że żal mu długich rozmów z nią, gdy wieczorem siedzieli pod palmą i patrząc na wody dalekie i szeroko rozlane mówili o Polsce.
Wreszcie nadszedł dzień, którego Gryf miał ruszyć na czele orężnych wojowników na rozkucie kajdan Ojczyzny swojéj; słońce stało jasne na niebios lazurze, a wiatr lekki wiał ku północy.
U brzegu czekały okręty gotowe, a tłumy ludu zgromadziły się, aby żegnać odpływających; lecz nie żegnano ich z płaczem, bowiem szli walczyć za sprawą świętą, a choćby który z nich poległ, pamięć jego błogosławioną będzie przez naród, za który walczył.
Jeden tylko wódz ich stał na uboczu smutny, i zadumany, więc przystąpiła ku niemu Illa i spytała: „O czém myślisz smutno, zamiast weselić się, że prędko ujrzysz swoję ziemię rodzinną?“
Wtedy on nie chcąc jéj kłamać, wyznał przed nią swe myśli, dręczące go jak zaraza, która ustą-