Wiodła Illa młodzieńca coraz niżéj i niżéj, aż stanęli na równinach, na których falowały się, jak morze, łany pszeniczne pod powiewem wiatru.
Chaty były słomą poszyte, otoczone sadami zielonymi, wieże murowanych kościołów błyszczały w słońcu, rzeki płynęły wielkie i spokojne.
Od chat owych dolatywały uszu Sokoła krzyki rozpaczy i jęki boleści i płacze; więc spytał Illi: „Dlaczego oni jęczą i płaczą?“ A ona odpowiedziała: „Oto jacyś ludzie tu idą ku nam, zapytaj ich“.
Więc gdy blisko już byli owi ludzie, niosący tłomoki na plecach i prowadzący bydło, spytał ich Sokół: „Powiedzcie mi, dlaczego w tamtéj wiosce taki jęk słychać i płacz żałosny?“
A oni odrzekli: „Wybuchło tam morowe powietrze i pożera ludzi. Nikt zaś nie chce chować trupów i ilekroć pomór ustanie na czas jakiś, zaraża się od nich na nowo powietrze. My uciekamy z dobytkiem naszym, albowiem zaraza rozszérza się coraz bardziéj. Nie chodź tam, bo umrzesz“.
I poszli daléj unosząc życie i prowadząc dobytek. A Illa ozwała się do młodzieńca: „Czy chcesz iść chować trupy i uratować ludzi nieszczęśliwych?“
On zaś odrzekł: „Chcę“.
Więc udali się ku wiosce owéj; wszędzie leżały trupy na pół zgniłe lub konający w okropnych męczarniach, opuszczeni od wszystkich. A powietrze przesiąknięte było obrzydliwymi wyziewami.
Strona:PL Przerwa-Tetmajer - Illa.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
VII.