Z wysilenia i ran padł powtórnie zemdlony; a we śnie ujrzał znów matkę swoją, modlącą się przed wizerunkiem Matki Bolesnéj za nim. I słyszał jéj słowa: „Jeżeli trzeba, aby syn mój umarł dla Ojczyzny, jako co dnia proszę, weź mi go Panie i niech się dzieje wola Twoja“.
Gdy się ocucił, ujrzał tłum ludzi w koło siebie wołających: „Dzięki ci, dzięki! Ocaliłeś nas od nędzy! Pożar prawie już stłumiony, a akty nasze, ugody handlowe i przywileje mamy w rękach! Niech ci Bóg nagrodzi!“ Jeden zaś z mieszczan spytał go: „Zkąd jesteś i jakie imię twe, abyśmy ci mogli postawić pomnik dziękczynny?“
Sokół odpowiedział na to: „Idę od Tatrów, a zwą mię Sokołem. Pomnika nie stawiajcie; jeżeli Bóg da, sam go sobie postawię“.
Wtedy mieszczanie poczęli wołać: „Zostań z nami! Damy ci dom i złota, ile zechcesz!“ Lecz on rzekł: „Nie zatrzymujcie mnie, bowiem mam wiele drogi do przebycia. Przyjdzie czas, iż wrócę do was jeszcze“.
I poszedł mimo ran za Illą, a za nim biegły błogosławieństwa; a gdy minęli mury miasta, powiedział: „Nie mogę już iść daléj, wprowadź mnie do jakiéj chaty; niech tam umrę spokojnie“.
I położył się na murawie, a rany paliły go strasznie; ale nie jęczał, lecz mężnie znosił ból i czekał śmierci bez trwogi.
Wtenczas Illa poczęła się modlić: „Aniele życia, uzdrów go, jeźli chcesz, aby daléj pełnił dzieło, do któregoś go powołał“.
Strona:PL Przerwa-Tetmajer - Illa.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.