Strona:PL Przybyszewski-Goście.djvu/023

Ta strona została uwierzytelniona.

GOŚĆ. Tym razem nie pomyliłeś się — tu ci będzie dobrze. To ludzie, którzy strasznie cierpią, a zagłuszyć się nie umieją...
NIEZNAJOMY. Tak? To wejdę. Kocham ludzi, którzy cierpią — kocham... a — a w domu bogacza względnie bezpiecznie, względnie... (idzie zwolna do pałacu).

SCENA SZÓSTA.

Przez chwilę scena próżna. Głośna muzyka. Gość patrzy nieruchomie na pałac. Nagle muzyka cichnie, a po chwili wychodzi Adam chwiejny, podchodzi do gościa.
ADAM. Tyś go wpuścił?
GOŚĆ. Sam wszedł.
ADAM. Czemuś go wpuścił? Teraz już nie mogę przekroczyć progu tego domu.
GOŚĆ. Nie.
ADAM. Nie ma ratunku?
GOŚĆ. Nie!
ADAM. I dla niej też nie?
GOŚĆ. Dla kogo?
ADAM. Dla mej żony.
GOŚĆ. Zaraz tu przyjdzie.
ADAM. Gdzie Pola? — szukam jej, szukam — Pola! Pola!
GOŚĆ. Schowała się w najskrytszy kąt twego pałacu.