Strona:PL Przybyszewski-Z cyklu wigilii.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

Kędyż Cię szukać?
Wyciągam ku Tobie ramiona, zatapiam ręce w Twem ciele, rzucam się przed Tobą na twarz, chwytam złote promienie Twych włosów, wsysam, wpijam się w Ciebie...
Jedno niebo zerwałem, by Cię pod niem pogrzebać, rzuciłem na Ciebie błyskawicę, ciężką jak spadająca wieczność, byś mi nie uciekła..
O nie! nie! Już ja nie pochwycę Cię!
Kędyż Cię szukać?!
Jesteś grozą nocy, gdy potoki błyskawic rozszarpują niebo w szerokie bruzdy, gdy wiosenne wichrzyce potężniejsze pnie jak suche łamią trzciny?
Twojeż to oblicze żarzy się w łunach płonącego nieba? Tyż to płyniesz na spienionych grzywach smaganego przez orkan morza?
Och chwycić Cię!
Wieniec z pieśni gwiezdnych, co dżdżą w moje noce, zwiję na jasnowłosą Twoją główkę, rozpłoniesz wszemi łagodnemi żary chwil zmrokowych, będziesz jako cichy duch nocy głęboka i piękna jako jego wieczność.
Suknią Ci utkam z najpiękniejszych upojeń mej twórczej duszy, snami najgorętszych pragnień Cię opaszę, najpotężniejsze myśli moje puszczę jako burzą zrodzone stadło chrobrych, ciężkoskrzydłych sokołów dokoła Twojej głowy i będziesz jako niebios królowa w płomienistej chwale wniebowzięcia z nabijaną gwiazdami mleczną drogą u stóp.
Wszystko to daję Ci, tylko bądź moją, zejdź ku mnie...
Czuję Cię wszędzie — tronujesz na stapiających się mgłach rannych brzasków, rozpływasz się i uchodzisz w dal drgającej gwiazd poświacie, wdycham Cię z wonią rosistych łąk i dymiących ugorów, głos Twój przewija się strumieniem ciepłej krwi przez szał weselny wiecznie twórczej ziemi: jesteś wszę-