A może dawać lekcye początkującym młodym panienkom, na przykład, w asystencyi babek i ciotek?
Albo może zostać wędrownym wirtuozem, przeżuwać obce myśli, wgłębiać się w cudze pomysły, odtwarzać obcą duszę, robić mniej lub więcej szczęśliwe kopie tego, co przed nim inni zrobili?
Mille grâces! On miał swoją własną duszę, on nie potrzebował wglądać za kulisy obcych dusz.
Ale cóż — cóż?
Nie miał już sił do dalszej walki — cóżby zresztą wywalczył?
Publiczność, dla której najwyższym ideałem jest „Halka“ Moniuszki, ta sentymentalna miernota, która w szał ekstazy wpada przy głupiej i banalnej muzyce kantat i pieśni okolicznościowych, — wzruszy co najwyżej ramionami, a reporterzy, niemający najmniejszego wyobrażenia o muzyce, obślinią, oplują mu to, co on z serca w krwawej wyrwał męce.
Zdjął go wstręt niewymowny na myśl, że mógłby się dostać w paszczę tej potwornej gadziny, prasy, że mogliby go pochwycić w swoje drapieżne szpony chciwi i głodni piraci reporterzy, że mógłby się stać dla nich źródłem zarobku, he, he — źródłem bogactwa narodowego...
Nie, nie — po stokroć nie!
Nie dam sobie duszy opluć, lepiej z głodu zdechnąć, a duszę w czystości utrzymać.
I zdjęła go straszna trwoga przed tem, co koniecznie nastąpić musiało...
Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.