Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

Chcę...
Ocknął się. Wreszcie doróżka stanęła przed jego mieszkaniem.
Był zły, że tak szybko przerwano mu jego cudowne majaki.
Wszedł do mieszkania.
W progu stała Hanka.
Patrzył na nią, jak nieprzytomny, bo zdawało mu się, że to tylko dalszy ciąg jego śnień o piękności. Patrzył chwilę, zrozumiał wreszcie, że to rzeczywistość i z głęboką radością przypadł do jej nóg.
Toś ty? moja Hanko! toś ty?
Ona skłoniła się ku niemu i tak przyklękli obok siebie na dywanie, jak dwoje małych dzieci w szczęściu i zachwycie.