Gosp. Zaro bandzie, tylo chsilke pocekojta, to ja ji zawołum. (Wychodzi na podworze i woła:)
Rózyno! Chodźino owtu.
Rózyna. A cegój tam znowu?
Gospodarz. Kupcy przyjechali po Maryne i cekajo na ciebzie.
Chodźze hyzo, bo poziedzo, coś im nie reda.
Rózyna. A skielo?
Gospodarz. Ze Starygo Mysańca Soliwoda ze swoim Jonkiem.
Pospiesze sie!
Rózyna. O mój śwecie, toć zaro przyńde (wchodzi).
Ojciec młodego. Jek sie mos Rózyno! (Wszyscy sie podnoszą i witają Klimkową, potrząsając się z nią za rękę, a Jonek podejmuje ją pod nogi, mówiąc: Jek sie macie ciotko).
Rózyna. Bog waju zapłać! toć dobrze oto. A wasa bziałka jekze tam, dobrze aby wyglunda?
Ojciec młod. Nakci galancie sie trzymo. Casani pokaśle, postanko, ale bajki. Tylo uwazacie muma zielgi kłopot.
Rózyna. Jeki, gadajciez?
Ojciec młod. A no mój Jonek napsiro sie zanić z wainym dziwcokiem. Poziado, co tylo z nio sie bandzie zaniul, a jansy to i zidzić nie chce i przyśliśwa prosić waju o Maryne. Mozeta być pewni, Klimkowo, ze ji zadny krzywdy nie doma. Znata mnie chyba dobrze, ześwa oboje ze staro nie ostatni. Rance, ze ji bandzie u naju dobrze, jek u rodny matki.
Rózyna. Toć ja waju zierze, tylo uwazota, Jonie, mnie dziwcok potrzebno. Zreśto jesce ma cas, dopsiru skońcena sesnastke i jesce tyle za chłopem bziedy sie nazyje. Mózie waju scyrze, zem ji jesce nie reda do ludzi oddawać.
Raj. Toć prewda, moja Klimkowa, aleć i Jonecka zielga śkoda, a jemu az sie ckni do wainy Maryny. Zreśto zauwasta sobzie, ze oni sie oboje od dawna juz najrzo i redziby jek najprandzy sie pobrać. Zeźli bandziecie sprzycno, to oboje uniescanślizicie. Przytym jesteście jesce młodo i sama bez nij redzić sobzie mozecie. No i jek, zgoda?
Strona:PL Puszcza Kurpiowska w pieśni cz 1.pdf/22
Ta strona została przepisana.