Włodzimierz Dubrowski wychowywał się w korpusie kadetów i jako kornet został przydzielony do gwardji. Ojciec nie szczędził mu niczego na przyzwoite utrzymanie; młodzieniec otrzymywał z domu więcej, niż mógł się spodziewać. Gorący i ambitny pozwalał sobie na rozkoszne rozrywki, grał w karty, zaciągał długi i nie dbając o przyszłość, myślał nieraz przelotnie, że prędzej czy później będzie musiał bogato się ożenić.
Raz wieczorem, gdy gościł kilku oficerów, którzy, porozwalawszy się na sofach, kurzyli z jego cybuchów, kamerdyner Grisza podał mu list, którego adres i pieczęć z miejsca uderzyły młodzieńca. Gorączkowo rozpieczętował go i przeczytał co następuje:
„Panie ty nasz, Włodzimierzu Andrzejowiczu, ja, twoja stara niańka ośmielam się donieść ci o zdrowiu ojczulka. Bardzo z nim źle, nieraz mówi nie do rzeczy i cały dzień siedzi jak głupia dziecina — a życie i śmierć jest wolą boską — przyjeżdżaj ty do nas, sokoliku mój jasny, my ci i konie wyślemy do Piesocznego. Mówią, że sąd ziemski jedzie do nas, by oddać nas we władzę Cyryla Piotrowicza Trojekurowa, dlatego, że my jakoby należymy do nich, a my poddani wasi i nigdy o tem nie słyszeliśmy. Mógłbyś ty przedstawić to batiuszce carowi; on nie wydałby nas na pohańbienie. U nas deszcze padają już drugi tydzień i pastuch Rodia umarł około św. Mikołaja. Posyłam macierzyńskie błogosławieństwo
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.