Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

dniach pokrowski zakrystjan powiedział to na chrzcinach u naszego starosty: dosyć wam leniuchowania; oj też weźmie was w ręce Cyryl Piotrowicz! a Mikita kowal rzekł mu: dosyć Saweljicz, nie rań kumo, nie mąć gościom zabawy. Cyryl Piotrowicz sam sobie, a Andrzej Gawrylicz sam sobie; my zaś wszyscy należymy do Boga i cara; na cudzym pysku guza nie przyszyjesz.
— A więc, wy nie chcecie przejść pod władzę Trojekurowa?
— We władzę Cyryla Piotrowicza! Boże zbaw i zachowaj! U niego to i własnym kiepsko się dzieje, a jak dostanie obcych to z nich nietylko skóry ale i mięso zedrze. Nie, niech Bóg da długie zdrowie Andrzejowi Gawryłowiczowi, i jeśli go już przyjmie do swej chwały, nikogo nam więcej nie trzeba prócz ciebie, nasz Karmicielu. Nie wydawaj nas a my już staniem za tobą. Przy tych słowach Anton machnął batem, trzasnął lejcami i konie pobiegły tęgim kłusem.
Wzruszony oddaniem starego furmana, Dubrowski zamilkł i oddał się rozmyślaniom. Przeszła więcej niż godzina; nagle Grisza rozbudził go wołaniem: „Ot Pokrowskoje!“ Dubrowski podniósł głowę. Jechał brzegiem szerokiego jeziora, z którego wypływała rzeczka, wijąca się pośród wzgórz. Na jednem z nich ponad gęstą zielenią lasu wznosił się zielony dach i belweder ogromnego domu z kamienia, cerkiew o pięciu kopułach i starodawna dzwonnica; wokół były rozrzucone chaty wiejskie ze swemi ogro-