zmieszał się. Nie był on z natury chciwy; pragnienie zemsty zawiodło go zbyt daleko; sumienie go dręczyło. Wiedział, w jakiem stanie znajdował się jego przeciwnik, stary towarzysz młodości, i zwycięstwo nie cieszyło jego serca. Groźnie spojrzał na Szabaszkina, szukając jakiejś przyczepki, aby go zwymyślać, lecz nie znalazłszy dostatecznego pozoru, rzekł gniewnie: „Poszedł won — nie twoja rzecz!“ Szabaszkin, widząc go nie w humorze, ukłonił się i wyszedł pośpiesznie, zaś Cyryl Piotrowicz zostawszy sam, zaczął chodzić tam i z powrotem, pogwizdując „Grom zwycięstwa niech rozebrzmi“, co zawsze oznaczało u niego niezwykłe wzburzenie myśli.
W końcu rozkazał zaprzęgać bryczkę, ubrał się ciepło (był to już koniec października) i sam powożąc, wyjechał ze dworu. Wkrótce ujrzał domek Andrzeja Gawryłowicza. Sprzeczne uczucia wypełniły mu duszę. Zadowolona chęć zemsty i żądza górowania zagłuszyły poniekąd uczucia bardziej szlachetne, lecz te ostatnie wreszcie zwyciężyły. Postanowił pogodzić się ze swym starym sąsiadem, zniweczyć nawet ślad kłótni, oddać mu majątek. Ulżywszy duszy tym błogim zamiarem, Cyryl Piotrowicz puścił się kłusem w stronę siedziby swego sąsiada i wjechał prosto na dziedziniec.
Chory siedział wtedy w sypialni przy oknie. Poznał on Cyryla Piotrowicza i straszliwe wzburzenie odbiło się na jego twarzy: krwawy rumieniec zastąpił miejsce zwykłej bladości, oczy zaiskrzyły się, a usta zaczęły wydawać niezrozumiałe dźwięki. Syna jego,
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.