Pogrzeb odbył się na trzeci dzień. Ciało biednego starca leżało w trumnie pokryte całunem i otoczone świecami. Izba stołowa była pełna czeladzi, przygotowującej się do wyprowadzenia. Włodzimierz i słudzy podnieśli trumnę. Kapłan poszedł najpierw, a za nim djaczek, zawodząc pogrzebowe pieśni. Gospodarz Kistenewki po raz ostatni przekroczył próg swego domu. Trumnę niesiono przez las — za którym znajdowała się cerkiew. Dzień był jasny i chłodny; jesienne liście padały z drzew. Przy wyjściu z lasu wyłoniła się drewniana cerkiew kistenewska i cmentarz ocieniony staremi lipami. Spoczywało tam ciało matki Włodzimierza; tam też obok jej mogiły wykopano dzień przedtem świeży grób. Cerkiew pełna była kistenewskich chłopów, którzy przyszli oddać ostatni pokłon swojemu panu. Młody Dubrowski stał przy katafalku; nie płakał i nie modlił się, lecz miał twarz straszną. Bolesny obrzęd skończył się. Włodzimierz ruszył pierwszy, by pożegnać się z ciałem a za nim cała czeladź; przyniesiono wieko i zabito trumnę. Baby wyły głośno, chłopi często ocierali łzy kułakiem. Włodzimierz i ci sami słudzy w