Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/056

Ta strona została uwierzytelniona.

podszedł do krzyża. Wszyscy ruszyli za nim gromadą; sąsiedzi podeszli do niego z uszanowaniem, damy otoczyły Maszę. Cyryl Piotrowicz, wychodząc z cerkwi, zaprosił wszystkich do siebie na obiad, wsiadł do kolaski i odjechał do domu. Wszyscy pojechali w ślad za nim. Komnaty zapełniły się gośćmi; co chwila wchodzili nowi ludzie i gwałtem musieli się przedzierać do gospodarza. Panie usiadły gwarnym półkolem, odziane staromodnie, w znoszonych i drogich strojach, wszystkie w brylantach i perłach; mężczyźni tłoczyli się koło kawioru i wódki, rozmawiając z hałasem. W sali nakrywano stół na osiemdziesiąt osób; służba krzątała się, rozstawiając butelki karafki i obrusy. Nakoniec marszałek zaanonsował: „jedzenie podane!“ i Cyryl Piotrowicz wszedł pierwszy za stół; za nim ruszyły damy i z powagą usiadły na swoich miejscach, zachowując pewną etykietę starszeństwa; panny skupiły się między sobą, jak trwożliwe stado kózek i wybrały sobie miejsca jedna przy drugiej; naprzeciw nich usiedli mężczyźni, zaś w końcu stołu siedział nauczyciel małego Saszy.
Służba zaczęła roznosić półmiski według urzędu, kierując się w razach wątpliwych domysłami Lavaterowskiemi i prawie zawsze bez omyłki. Dźwięk talerzy i łyżek zlał się z hałaśliwą rozmową gości. Cyryl Piotrowicz wesoło spoglądał na swą biesiadę i sycił się w pełni szczęściem hulaki. W tym czasie wjechała na dziedziniec kolaska, zaprzężona w sześć koni. „A to kto?“ zapytał gospodarz. — „Anton