Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozboje Dubrowskiego — to szczęście dla urzędników: rozjazdy, śledztwa, podwody, zaś pieniądze w kieszeni. Nie wpadnie! Jakżesz takiego dobroczyńcę usuwać? Nieprawda-li panie isprawniku?
— Szczera prawda, wasza wielmożność, odpowiadał zmieszany isprawnik.
Goście zachichotali.
— Lubię chwata za szczerość, rzekł Cyryl Piotrowicz. A szkoda nieboszczyka isprawnika Tarasa Aleksiejewicza; gdyby go nie spalono, byłoby ciszej w okolicy. A co słychać o Dubrowskim? Gdzie go widziano raz ostatni?
— U mnie, Cyrylu Piotrowiczu, zapiszczał damski głos, w przeszły wtorek jadł u mnie obiad.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na Annę Głobowę, dosyć przeciętną wdowę, lubianą powszechnie za dobre i wesołe usposobienie. Wszyscy z ciekawością przygotowali się do jej opowiadania.
„Trzeba wiedzieć, że trzy tygodnie temu posłałam ekonoma na pocztę z listem do mojego Waniuszy. Nie psuję syna i nie mogę go psuć, chociażbym chciała nawet; jednak, jak wiecie, oficer gwardji musi utrzymywać się na przyzwoitym poziomie, a więc dzielę się z Waniuszą jak mogę swojemi skromnemi dochodami. Otóż posłałam mu 2.000 rubli; choć przychodził mi nie raz na myśl Dubrowski, myślę sobie: miasto blisko, wszystkiego siedem wiorst, a nuż Bóg doniesie. Patrzę, wieczorem wraca mój ekonom blady, obdarty i pieszo. Ażem jęknęła. „Cóż to? Co się stało?“ On zaś; „Mateczko Anno, rozbójnicy