Panna zaśmiała się i ani słowem nie odpowiedziała.
— Paul! zawołała hrabina z za parawanu, przyślij mi jakiś nowy romans, tylko proszę, nie w rodzaju współczesnych.
— Jakto, grand-maman?
— To jest taki romans, w którym bohater nie dusiłby ojca, ani matki i gdzie nie byłoby topielców. Strasznie boję się topielców.
— Takich romansów dziś niema. Czy chcesz może rosyjskie?
— A czyż istnieją rosyjskie romanse?... Przyślij, ojcze, przyślij, proszę!
— Wybacz, grand-maman, śpieszę się... Przepraszam, Lizo Iwanowno! Dlaczego pani myślała, że Narumow jest inżynierem?
I Tomski wyszedł z garderoby.
Liza Iwanowna została sama; położyła robotę i zaczęła spoglądać przez okno. Wkrótce po drugiej stronie ulicy z za węgła domu ukazał się młody oficer. Rumieniec okrył jej policzki; wzięła się znów do pracy i schyliła głowę tuż nad kanwą. Wtedy weszła hrabina, całkiem już ubrana.
— Każ, Lizeńko — rzekła — zaprządz do karety, pojedziemy na spacer.
Lizeńka wstała z za krosen i chciała sprzątnąć swą robótkę.
— Coś ty, mateczko moja! głucha, czy co? krzyknęła hrabina. Każ prędzej zaprzęgać do karety.
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.