Liza Iwanowna weszła w płaszczu i kapeluszu.
— Nakoniec, matko moja! — rzekła hrabina. — Co za stroje! Po co to?... Kogo olśniewać?... A jaka pogoda? zdaje się wiatr.
— Wcale nie, jaśnie oświecona pani! bardzo spokojnie! — odpowiedział kamerdyner.
— Wy zawsze mówicie odwrotnie! Otwórzcie lufcik. Tak jest: wiatr! i jaki chłodny! Odprzęgać karetę! Lizeńko, nie pojedziemy — nie było po co się stroić.
— Oto moje życie! — pomyślała Liza Iwanowna.
Rzeczywiście, Liza Iwanowna była najnieszczęśliwszem stworzeniem. Gorzki cudzy chleb, powiada Dante, i ciężkie są stopnie cudzego ganku — a któż może znać lepiej gorycz zależności, niż biedna wychowanica zamożnej staruszki? Hrabina XXX nie miała naturalnie złej duszy, lecz była chimeryczna, jako kobieta zepsuta przez świat, skąpa, pogrążona w zimnym egoizmie, jak wszyscy starcy, którzy przeżyli swą zdolność do kochania w swoim czasie, obcy teraźniejszości. Brała ona udział we wszystkich kłopotach wielkiego świata, chodziła na bale, gdzie siedziała w kącie, naróżowiona i wystrojona po staroświecku, jako potworna i nieodzowna ozdoba sali balowej; podchodzili do niej z niskimi pokłonami przyjeżdżający goście, jakby według ustalonego obrzędu, i potem nikt się już nią nie zajmował. Przyjmowała ona u siebie całe miasto, pilnując ścisłej etykiety i nie poznając nikogo naprawdę. Liczna czeladź jej, roztywszy i posiwiawszy w jej przedpokojach i babień-
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.