skończyła. Czekaliński stasował karty i przygotował się do rzucania następnej.
— Pan pozwoli postawić kartę? — rzekł German, wyciągając rękę z poza otyłego jegomościa, poniterującego tuż obok. Czekaliński uśmiechnął się i skłonił się milcząc na znak pokornej zgody. Narumow, śmiejąc się, powinszował Germanowi opuszczenia długotrwałego stanowiska i życzył mu szczęśliwego początku.
— Idzie! — rzekł German, wypisawszy kredą cyfrę nad swoją kartą.
— Ile? — zapytał przymrużając oczy, bankier, — przepraszam nie dowidzę.
— Czterdzieści siedem tysięcy — odparł German.
Przy tych słowach wszystkie głowy odwróciły się momentalnie i wszystkie oczy wbiły się w Germana.
— Zwarjował! — pomyślał Narumow.
— Pan pozwoli zwrócić sobie uwagę. — rzekł Czekaliński z niezmiennym uśmiechem, że gra pańska jest mocna; nikt nie postawił jeszcze ponad dwieście siedemdziesiąt pięć simplem.
— Cóż więc? — odparł German — bije pan moją kartę czy nie?
Czekaliński skłonił się z wyrazem takiej samej spokojnej zgody.
— Chciałem tylko zawiadomić pana, rzekł, iż obdarzony zaufaniem towarzyszy, nie mogę rzucać inaczej, jak tylko na gotówkę. Ze swej strony, naturalnie, pewien jestem, iż dość pańskiego słowa, ale
Strona:PL Puszkin Aleksander - Czarny orzeł.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.