Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/127

Ta strona została przepisana.

»Idź teraz!«... W ciszy skrzypną drzwi...
Tatjana sama... Miesiąc lśni...
Pisze nad stołem pochylona,
Wciśnięta we framugi kąt,
I nierozważnych liter rząd
Wchłania jej miłość... Blask już kona...
Za oknem słychać wiatru świst...
Skończyła... Komu poślesz list?!


XXII.

Znałem piękności niedostępne,
Chłodne i czyste, jako śnieg,
Nieubłagane, nieprzestępne,
Których nie pojmie nigdy człek.
Dziwiąc się pysze, modnej pono,
Jam przed ich cnotą przyrodzoną —
Wyznaję — uciekł... Miałem sen:
Zda się, żem czytał napis ten
Ponad ich brwiami — napis piekła:
»Nadziei tu na wieki zbądź!«
Bo grzechem dla nich — miłość tchnąć,
Odstraszać ludzi — rozkosz wściekła.
Nad Newą nie wypadło-ż wam
Spotykać mnóstwo takich dam?


XXIII.

Znałem i inne, ach, ponętne,
O ustach, pełnych mroźnych tez,