Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/138

Ta strona została przepisana.

U starej rozum stępiał, Taniu...
A dawniej bystra byłam, ho!
Pan rzeknie słówko, ja już skora...
»Ach, nianiu, nianiu, czy to pora
0 starych czasach teraz pleść?...
No, widzisz, list ten trzeba nieść
Do Oniegina«. — Tera jasno!...
Nie gniewaj się, gołąbku mój.
Ja stara... A sąsiadów rój...
Ot, znów ci liczka, Taniu, gasną!...
»Idź, nic mi nie jest!« — Dałby Bóg.
»Idź i niech zaraz spieszy wnuk«.


XXXVI.

Dzień minął... Niema odpowiedzi...
Nastaje drugi... Nic i nic!
Od świtu Tania, milcząc, siedzi
I trwoży dom bladością lic.
Do Olgi Leński przybył... Oto
Matka jej pyta go: »A co to,
Druh pański już zapomniał nas?«
Tatjana drgnęła... »Ach, w sam raz
Spytała pani... Dziś przyjedzie —
Rzekł Leński. — Ze mną jechać chciał,
Ale robotę z pocztą miał
I pewnie będzie po obiedzie«.
Tatjana oczy spuszcza w dół,
Jakby wyrzutem ktoś ją kłuł.