Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/139

Ta strona została przepisana.
XXXVII.

Był zmierzch... Na stole blask rozlewał
Samowar, kipiąc. .. Jego war
Chińskie czajnika dno rozgrzewał...
Wkoło się snuły kłęby par.
Olga pospiesza wnet z posługą;
Do filiżanek ciemną strugą
Leje się płyn, wydając woń...
Chłopak śmietankę poda doń...
Tatjana stoi cicho, dysze
Na szyby okna ust swych tchem,
I coś, porwana słodkim snem,
Prześlicznym swym paluszkiem pisze;
I widać na omglonem szkle
Luby monogram: O i E.


XXXVIII.

Drży Tania, że ją zdradzą szpetnie
Ślady na twarzy łzawych smug...
Wtem tętent... Krew się w żyłach zetnie...
Już bliżej... ścichło... Zdąża w próg
Eugeniusz. »Ach!« i jako łania,
Przez drugą sień ucieka Tania,
A z sieni na dwór, potem w sad...
Wzdłuż ogrodowych biegnie krat,
Głowy na chwilę nie odwraca,
Obiegła mostki, bagna skraj,