Co począć w głuszy w takim czasie?
Na spacer iść? Ach, stygnie krew,
Gdy przykry widok oczy pasie
Nagością monotonną drzew.
W surowym stepie jechać konno?
Z biedą się spotkasz nieuchronną:
Groźna podkowie ślizka błoń,
Jeszcze ci nogę złamie koń!
Pod dach się kryj więc od zamieci!
Czytaj: ot, Pradt, ot, Walter-Scott!
Nie chcesz? Rachunki sprawdzaj, ot!
Gniewaj się, pij — i wieczór zleci...
Nazajutrz wstąp na ten-że szlak...
Pysznie ci zima zejdzie tak.
Jako Child-Harold, nieustannie
Oniegin duma... Próżniak zeń!
Rankiem w lodowej siędzie wannie,
A potem w domu cały dzień
W obrachowaniach pogrążony
I tępym kijem uzbrojony
W dwie kule na bilardzie gra...
Od rana ta zabawa trwa...
Nadchodzi wieczór... Wtedy z dłoni
Wypuszcza kij. (Ba, głód już czuł!)