Nad piękną główką krąży Lel...
A pod poduszkę, nim usnęła,
Włożyła lustro z drżeniem rąk...
Śpi Tania... Cisza legła wkrąg...
I dziwny sen się śni Tatjanie...
Zdaje się jej, że idzie w dal,
Idzie po śnieżnej wciąż polanie...
W około mgła... a w sercu żal...
Patrz! w rowie przed nią się przewala
Potoku ciemno-siwa fala;
Nieskuty zimą wartki bieg,
Szumiąc, unosi z brzegów śnieg...
Dwie żerdzie, lodem słabo zbite,
Tworzą przez potok zgubny most...
Tania ku niemu dąży wprost,
Lecz zatrzymała oczy wryte:
Iść nie śmie... drży pod stopą żerdź...
A z głębin, zda się, patrzy śmierć...
Jak na rozłąkę przykrą, srogą,
Tatjana szemrze tak na toń...
Po tamtej stronie — ba! nikogo,
Ktoby pomocną podał dłoń.
Wtem bryła rusza się śniegowa,
Z pod niej potworna wstaje głowa...