Co już ją w życiu strwożył dość —
Miły bohater mej powieści?!
Oniegin — tam! Za stołem grzmi...
Czasem ukradkiem patrzy w drzwi.
Znak poda: wszyscy wnet poskoczą;
Rozśmieje się — i wszyscy w śmiech;
Pije — i wszyscy gęby moczą;
Brwi chmurzy — wszystko wstrzyma dech.
Rzecz jasna z ruchów, z jego twarzy:
On na tej uczcie gospodarzy...
Więc Tania z własnych obaw drwi...
Zwolna otwiera nieco drzwi...
Wtem wicher zadął... Drgnęli wszyscy...
Gaśnie kagańców nocnych blask...
Strwożona szajka... Ustał wrzask...
Oniegin gniewnem okiem błyszczy,
Powstał od stołu... groźnie grzmi...
Powstali wszyscy... Idzie w drzwi...
I strach ją zdjął... i uciec pragnie...
Lecz nie ma sił; chce wydać krzyk —
Głos w gardle zamarł; drży, jak jagnię,
Gdy z jaru idzie na nie dzik. —
Pchnął drzwi Eugeniusz... Tania blada
W oczy piekielnym widmom wpada.