Brzmi dzikim śmiechem każdy kąt;
I gorejących oczu rząd,
Kopyta, kły, języki krwawe,
Ogony, ryje, każdy róg —
Wskazują Tanię... Mierzą w próg
Palce kościste i koślawe...
Lecz wymowniejszy, niźli gest,
Krzyk poczwar: moja! moja jest!
»Moja!«... Eugeniusz krzyknął groźny...
I znikła szajka... tylko dym
Wzbił się na miejscu... We mgle groźnej
Zostało dziewczę samo z nim...
On ją powoli wiódł do kąta,
Na ławie złożył... Tam się krząta
Wkoło niej, cuci... Potem skroń
Wsparł o jej ramię... ściska dłoń,
Wtem Olga wchodzi, — Leński za nią...
W izbie błysnęło mocą gusł,
Oniegin rękę groźnie wzniósł,
Klnie nieproszoną tę kompanią...
I twarz mu skurczył dziki śmiech...
Tatjanie w piersi zamarł dech...
Rozgorzał spór... Eugeniusz długi
Nóż chwycił nagle... Błysnął... W mig