Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/186

Ta strona została przepisana.
XXX.

Naprzeciw Tani siedli oba...
Drżąc, jako łań na rogów wieść,
Bledsza niż miesiąc, kiedy doba
Wszczyna się ranna — nie śmie wznieść
Ściemniałych oczu biedna Tania...
Wre w sercu... Duszno... Powitania
Druhów nie słyszy... Z oczu łzy
Gotowe upaść... Cała drży.
Biedaczka ledwie nie zemdleje...
Lecz wola i rozsądku moc
Schodzącą na jej duszę noc
Przemogły... Zcicha się rozśmieje,
Przez zęby cedzi słówka dwa...
Usiedzi, chociaż boleść trwa!


XXXI.

Tragi-nerwowych zjawisk różnych,
Dziewiczych zemdleń, płaczu burz, —
(Zniósłszy tak wiele łez usłużnych),
Eugeniusz mój nie znosił już!
Dziwak, że wpadł na bal ogromny,
Był mocno nierad... A nieskromny
Chwilowy Tani widząc szał,
Już oburzeniem skrytem wrzał;
Nadął się, oczy spuścił gniewnie,
Leńskiego w duchu mocno klął