Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/197

Ta strona została przepisana.

Lecz z kałmuckiego konia spadł
Odważnie w błoto... Ani zbladł,
Kiedy go Francuz brał w niewolę...
Toż zakład był!... Honoru bóg,
Regulus nowy, gdyby mógł,
Przyjąłby znowu więźnia dolę,
I Aby na kredyt u Verie[1]
Codzień butelki spijać trzy!


VI.

Niegdyś szyderstwem w ludzi godził,
Z głupców zabawnie umiał drwić,
I nawet mędrców za nos wodził,
Powagą żart potrafił kryć;
Wprawdzie za tę lub ową sztuczkę
Dostał niekiedy sam nauczkę;
Wprawdzie niekiedy miewał kram,
Gdy w własne sieci wpadał sam...
Lecz się wesoło spierać umiał,
Odciąć się, czasem żarcik znieść;
Wcale rozważny, sam rozumiał,
Kiedy ma milczeć, kiedy pleść;

Skłócić przyjaciół — talent miał
I w pojedynek później pchał.


VII.

Lub godził szybko spór zażarty,
Aby śniadanie w trójkę zjeść, —

  1. Verie — paryzki restau-rator. (p. a.).