Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/212

Ta strona została przepisana.

Milej, gdy wściekły w świetle dnia
Zawyje zgłupia: toć to ja!
I mile jest, gdy w uniesieniu
Wreszcie was wyzwie taki kiep,
Celować w jego blady łeb,
Stojąc w szlachetnem oddaleniu...
Lecz nie wiem, czyli byłbyś rad,
Posławszy go na tamten świat.


XXXIV.

A cóż dopiero, kiedy padnie
Od waszej kuli młody druh,
Że odpowiedział niedość ładnie,
Lub głupstwem wasz obraził słuch,
Drobnostką dotknął przy butelce,
Chociażby sam, rozdrażnion wielce,
Wyzwanie harde posłał wam! —
Powiedzcie sami, ile plam
Znajdziecie wówczas w swojej duszy,
Widząc, jak zachwiał się, jak padł,
Śmiertelnie w oczach waszych zbladł,
Kiedy się więcej nie poruszy,
Kiedy na ziemi stygnie w mig,
Głuchy na wasz rozpaczny krzyk —


XXXV.

Pistolet dłonią gniótł zdrętwiałą
Jakby go Harpij legion strzegł;