Życie zrozumiałby w sam raz
I w haftowany szlafrok wlazł;
Na wsi szczęśliwy i rogaty
W podagrze późny żywot wiódł,
Jadł, pił, poziewał, tłuściał, chudł
I w łóżku wreszcie skończył z laty,
Pośród lekarzy, dziatwy, sług,
Bab, co się z bekiem tłoczą w próg.
Tak, czy inaczej — Muz wielbiciel,
Wsłuchany w dźwięk nadziemskich stron,
Kochanek młody i marzyciel,
Z ręki przyjaźni znalazł zgon!...
Jest miejsce: w lewo idź od sioła,
Gdzie mieszkał pieszczoch Muz — tam woła
Oracza w skwar dwu sosen cień;
Korzenie swoje jeden pień
Tam z korzeniami splótł drugiego;
Wkrąg nich owinął strugi swe
Strumień, co z gór pobliskich rwie:
Z dzbankami tam żniwiarki biegą;
Cień gęsty bije tam na twarz;
W tem miejscu prosty pomnik masz.
Pod nim (gdy skąpe krople zlewa
Wiosenny czas na zasiew pól),