Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/234

Ta strona została przepisana.

Do nóg się kłaniał... Ale gdzie!
Los świetny — nic! Uparła się!«
— Do Moskwy, matko, by się zdało!
Tam jarmark panien... Dalibóg!
I wolnych miejsc, jak słyszę, huk...
»Och, ojcze mój! dochodów mało!«
— Na jedną zimę starczy wam;
A nie, to ja pożyczkę dam!


XXVII.

W myśl starej trafia dobra rada:
Do Moskwy! — słusznie sąsiad rzekł...
Rachunki robi, cyfry bada,
Czeka, aż spadnie pierwszy śnieg.
Tania nierada z wieści nowej:
Jechać, na świata sąd surowy
Ponieść spóźnionych strojów krój,
Styl mowy starszy, niźli strój,
Prowincyonalnych jasnych rysów
Prostotę, którą wydrwi świat...
Iść pod kłujących spojrzeń grad
Moskiewskich Cyrcej i dandysów!
O, strach! nie lepiej-ż to się kryć?
Śród głuszy lasów zawsze żyć?!


XXVIII.

I Tania teraz wstaje z brzaskiem,
Mknie w pole... Rozwiał się jej włos...