Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/235

Ta strona została przepisana.

Jej oczy smutnym świecą blaskiem...
Staje, spogląda, mówi w głos.
»Żegnajcie, ciche wy doliny,
»I wy, znajomych gór wyżyny,
» Żegnaj i ty, o lasku mój,
»Coś w moich oczach zmienił strój,
»Wesoła żegnaj mi przyrodo!
»Zastąpią-ż twój pogodny blask
»Świata bezmyślny szych i blask?
»I ty mi żegnaj, o swobodo!
»Kędy-ż przeznaczeń ciągnie głos?
»Co mi gotuje przyszły los?«


XXIX.

Coraz są dłuższe jej spacery...
Listek, natury miły dar,
Strumyczek, wzgórze, drzew szpalery —
Jawią jej jeszcze żywszy czar...
W gajach i polach biegać rada,
Jak z przyjaciółmi z niemi gada,
Żegna rodzinnej rzeki brzeg...
Ale szybkiego lata bieg
Dogania wreszcie jesień złota;
Jako ofiara, cały świat
Drży w blasku najświetniejszych szat.
Już północ chmur kłębami miota,
Zawyje wiatrem, śniegiem tchnie; —
I czarodziejka zima mknie!