Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/242

Ta strona została przepisana.

— Na długo? »Jak się masz, kuzynko?«
— Usiądź! Ot scena!... Jakbyś skradł
Z romansu opis powitania...
»A to jest córka moja, Tania«...
— Ach, Tania!... Dziecko, pójdźno tu...
Wiesz, wszystko to ma pozór snu...
Kuzynko, pomnisz Grandisona?
»Kto? Grandison? — A, Grandison!
»Jakże? pamiętam!... A gdzież on?«
— On mieszka tu, u Simeona;
Był u mnie w święta, w karty grał.
Niedawno syna żenić miał.


XLII.

A ten... ach, później ci opowiem.
Jutro odwiedzisz krewnych... Tak!
Pokażesz Tanię... Źle z mem zdrowiem...
Pojechać z wami sił mi brak...
Ledwie powłóczę chore nogi...
Lecz wy zmęczone pewnie z drogi...
Pójdźmy odpocząć.,. Sił mi brak...
Osłabłam jakoś... To zły znak:
Teraz już radość też mnie męczy,
Nietylko smutek... Ach, Pachette,
Niechby mnie Pan Bóg zabrał wnet!
Na starość życie tylko dręczy...
Już nic nie jestem warta... Ach! —
I rozkaszlała się we łzach...