Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/243

Ta strona została przepisana.
XLIII.

Chorej pieszczoty i uciecha
Wzruszają Tanię... Lecz cóż stąd?
Milsza domowa nizka strzecha,
Niźli tych obcych komnat rząd.
Jedwab, kotary, nowe łoże —
Wszystko zbyt obce... Spać nie może.
Zrywa się, kiedy w domu śpią,
Zaledwie ranne dzwony brzmią,
Zwiastując wczesną pracę ludzi.
Rzednieje mgła... Ją trapi ból, —
Gdy z okna, zamiast swoich pól,
Ogląda widok, co ją nudzi:
Kuchnia i stajnia, obcy dwór
I oficyny żółty mur.


XLIV.

Co dnia rodzinne są obiadki,
Rozjeżdża Tania z kąta w kąt...
Widzieć ją pragną babcie, dziadki,
O młodej wnuczce powziąć sąd.
Wszędzie okrzyki, słówka miłe —
Krewne z dalekiej wsi przybyłe
Napotykają... »A to kto?
Tania? Ta panna?! Bobo to!
Niedawno do chrztu ją trzymałam«.
— A ja ci naznosiłam fig!