Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/248

Ta strona została przepisana.

Swą arogancyą i swój tors.
Huzarzy, będąc na urlopie,
Grzmią tam, podziwu budzą krzyk,
Błysną, zwyciężą, znikną w mig.


LII.

Jest moc na niebie gwiazdek ślicznych,
A w Moskwie wiele pięknych dziew,
Lecz jaśniej śród gwiazdeczek licznych
Lśni Luna ód przezroczych stref.
Lecz Ona, którą strun mych dźwiękiem
Trwożę w tej chwili z wielkim lękiem,
Gdzie pięknych pań jest huczny zjazd,
Jak Luna błyszczy pośród gwiazd.
Z jakąż niebiańską dumą Ona
Dotyka ziemi stopką swą!
Jej oczy jakimś czarem lśnią!
Zapowiedź pieszczot bije z łona!
Lecz dosyć! dosyć! wszakże szał
Odemnie dość już danin brał!


LIII.

Ukłony, śmiechy, mazur szumny,
Ogonów szelest, szybki krok...
A śród dwóch ciotek, u kolumny,
Gdzie jej nie dojrzy niczyj wzrok,
Tatjana patrzy — i nie widzi,
Światowych gwarów nienawidzi...