Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/255

Ta strona została przepisana.

Oligarchiczność tonu, godna
Tej mięszaniny lat i rang.
Lecz kto tam w tłumie tym wybranym
Zda się przypadkiem zamieszanym?
Zda się jest wszystkim obcy tu...
Jakby natrętne widma snu,
Migają przed nim ludzkie roje.
W twarzy czy spleen? czy zdradza gest
Cierpiącą pychę? Któż to jest?
Skąd wziął się? Nieba! rzec się boję...
Czyż to Eugeniusz? Przebóg! On!
»Dawno-ż z dalekich przybył stron?


VIII.

Czy zmienił się? czy maskę rzucił?
Czyli poskromił dawny szał?
Powiedzcie jakim dziś powrócił?
Czy znów dziwaka będzie grał?
Jak się przedstawi? Cień Melmota?
Kosmolita? patryjota?
Harold? świętoszek? kwakier? Ba!
Może świetniejsze maski ma?
Albo poczciwcem sobie będzie,
Jak ty, jak ja, jak cały świat?
Niech zrobi tak. Niech słucha rad...
Rzucają starą modę wszędzie,
Pochlebców głupich dzisiaj brak«...
— Lecz, czy go znacie? — »Nie i tak!« —