Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/262

Ta strona została przepisana.

Chciał mówić — dziwny zdjął go lęk:
Nie wyszedł z gardła żaden dźwięk.
A ona pyta, kiedy wrócił?
Czy dawno? skąd? czy ze wsi już?
Potem na męża, co stał tuż,
Znużony nieco wzrok się zwrócił...
I wyszła z szmerem lekkich szat...
On nieruchomy patrzył w ślad.


XX.

Czy to w istocie jest Tatjana,
Ta sama, co przez cichy sad
Szła raz ku niemu pomięszana
I łez na rzęsach miała ślad,
Której moralne lekcye prawił,
Którą tam w głuszy pozostawił,
Od której chowa liścik ów,
Co całe serce w ogniu słów,
Co całą duszę jej obnażył?!
To dziewczę?!... Nie! to chyba sen!
To dziewczę, które znawca ten
Za parafiaństwo zlekceważył —
To ona!... Skąd ta pewność, chłód,
W rozmowie z nim nieznane wprzód?


XXI.

I raut porzuca, pełny gwaru,
Do domu zadumany mknie;