Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/80

Ta strona została przepisana.

Lecz tych niewinnych rozmów bieg
Tworzy banialuk przykry stek.
Nadomiar tak bezgrzeszne, dumne,
Tak wzniosłe, tak ostrożne są,
I pobożnością taką tchną,
Tak akuratne, tak rozumne,
Tak mrożą cnotą swoich min,
Że sam ich widok rodzi spleen!


XLIII.

I was, młodziutkie swawolnice
Was, które niesie wichrem koń
Na lekkich fiakrach przez ulice,
Gdy noc rozpostrze ciemną dłoń, —
I was porzucił mój Eugeniusz,
Gdy go odstąpił zabaw geniusz.
Już się zamykać w domu jął,
Ziewając, w rękę pióro wziął.
Chciał pisać coś, — lecz pracy twardej,
Co zmusza siedzieć, nie mógł znieść...
Nie chciało nic z pod pióra leźć...
A przeto nie wszedł w cech ten hardy,
O którym sądzić, Boże broń!
Ponieważ sam należę doń...

XLIV.

Dni bezczynności bolą, nudzą,
Dręczy się wnętrzną pustką duch;