Tej duszy, którą mu rozgrzała
Pieszczota dziewic, druha dłoń...
Serce, niewiedzą miłą tchnące,
Snuło nadzieje czarujące...
Świata nieznany blask i szum
Ponętą były młodych dum...
Dusza ta była jeszcze gładką,
Cień zwątpień nie padł na jej biel;
Śniącemu słodko życia cel
Nęcącą zdawał się zagadką...
Nie łamał głowy nad nią, wprzód
Podejrzewając wzniosły cud!
Wierzył, że duszę ma pokrewną,
Że tą tęsknocie płaci dań,
Że się połączy z nim napewno,
Że każdej chwili czeka nań...
Że za cześć jego — wierzył z góry —
Przyjaciel pójdzie na tortury,
I że dłoń druha ani drgnie,
Kiedy w potwarcze łono tnie;
Wierzył, że są wybrańcy losu,
Którzy prowadzą cały lud
Do ideału jasnych wrót,
Że nieśmiertelny dźwięk ich głosu
Powoła ludzkość aż na szczyt,
Że przyjdzie wieczny szczęścia świt!