Strona:PL Racine-Fedra.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Krwi, którą ona ściga, nieuchronne wiano!
Próbowałam przebłagać ją modły kornemi,
Wznosiłam jej świątynie po całej mej ziemi...
Próżno miota się serce, raz ujęte w sidła,
Próżnom niosła ofiary, paliłam kadzidła:
Gdy usta me wzywały imienia bogini,
Wielbiłam Hipolita i w tejże świątyni,
Na tych ołtarzy, które okadzałam, progu
Memu nienazwanemu jam święciła bogu...
Unikałam go wszędzie. Ha! Srom płoni lica:
Oczy me dostrzegały go w kształtach rodzica!
Wreszcie me ognie przeciw sobie się zwróciły,
Aby go prześladować, znalazłam dość siły.
By oddalić od siebie przedmiot nazbyt drogi,
Udawałam nienawiść macochy złowrogiej:
Zażądałam wygnania, a próśb mych wytrwałość
Zwyciężyła i prawo, i ojcowską żałość.
Odetchnęłam, Enono: od owej godziny
Dni moje, spokojniejsze, płynęły bez winy
I, posłusznej małżonki pomna obowiązku,
Hodowałam owoce przeklętego związku.
Nieszczęsne przeznaczenie! Daremna obrona!
Do Trezeny przez męża oto przywiedziona,
Wroga spokoju mego musiałam tam zoczyć,
I rana, nazbyt świeża, znów poczęła broczyć.
To już nie krwi, krążącej w mych żyłach, pożary,
To Wenus sama wpiła się w gardziel ofiary!
Dla mej zbrodni odrazą bez granic przejęta,
Wraz z nią znienawidziłam życia mego pęta!
Pragnęłam umrzeć, w śmierci szukając sposobu,
By hańbę moją złożyć ze mną wraz do grobu;
Zwyciężyły mnie wreszcie łzy i prośby twoje:
Wyznałam tobie wszystko... O nic już nie stoję,
Bylebyś, śmierci bliską szanując godzinę,