ARYCJA: Zaiste, dziw mnie chwyta, a razem obawa,
Czy to, co słyszę, sen li to zwodny, czy jawa?
Nie śnięż ja? Mogęż wierzyć? Jakimż dziwnym czarem,
Jakiż bóg łono twoje natchnął tym zamiarem?
Jak słusznie chwała twoja wszędy się rozlega!
O, ileż rzeczywistość nad sławę wybiega!
Ty sam dla mnie wyrzekasz się jawnej korzyści!
Niedość już, że nie żywisz ku mnie nienawiści
I żeś, wbrew głosom tylu, nie chciał we mnie widzieć
Wroga swego...
HIPOLIT: Ja, pani, ciebie nienawidzić?
Jak bądź me serce dumą głośną w świecie płonie,
Czyli mniemasz, iż potwór nosił mnie w swem łonie?
Jakaż sroga zaciekłość, jakiż gniew wytrwały
Na twój widok-by, pani, zmięknąć nie zdołały?
Mogłemż zostać nieczułym na czar nieodparty...
ARYCJA: Jakto, panie?...
HIPOLIT: Zbyt jawnie odkryłem me karty —
Rozum, statek w szaleństwo się nagle przemienia!
Lecz, skoro raz przerwałem pieczęcie milczenia,
Trzeba iść dalej, pani, trzeba ci objawić
To, czego dłużej w sobie nie zdołam już trawić.
Stoi oto przed tobą książę nieszczęśliwy.
Nazbyt płochej hardości przykład żałośliwy.
Ja, co, przeciw miłości władztwu zbuntowany,
Długo lżyłem szyderstwem moc jej i kajdany,
Co, na rozbitków biednych zbladłe patrząc lice,
Z suchegom lądu śledził srogie nawałnice —
Dzisiaj, prawa wspólnego losom na łup zdany,
Ku jakimż burzom pędzę, podróżnik zbłąkany!
Jedna chwila skruszyła mą dumę zuchwałą:
To serce, wprzód tak pyszne, wreszcie się poddało.
Od pół roku już, wstydu pełen i rozpaczy,
Wlokąc grot, co mą drogę krwawym śladem znaczy,
Strona:PL Racine-Fedra.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.