Bardziej twe okrucieństwo nie mogło być dzielne,
Tryumf twój pełny, wszystkie twoje groty celne.
Okrutna, jeśli nowej dziś pożądasz chwały,
Gódź w wroga, co ci opór bardziej da zuchwały,
W Hipolita! Wszak jego duma niesłychana
Nigdy przed twym ołtarzem nie zgięła kolana,
Imię twoje obraża uszy jego harde —
Pomóż, bogini, wspólną mścić nam trzeba wzgardę!
Niech kocha! Lecz co widzę? Enona już wraca!
Mów, czy mnie nienawidzi! Daremna twa praca?
ENONA:
Nad czczem rojeniem trzeba ci odnieść zwycięstwo.
Pani, przywołaj w pomoc swe dawniejsze męstwo!
Król, co go już mniemano zmarłym, oto żywie:
Tezej do naszych brzegów zawitał szczęśliwie.
Aby go ujrzeć, ludu spieszy ciżba zbita...
Z twego rozkazu biegłam szukać Hipolita,
Kiedy okrzyk, co w niebo potężnym wiwatem...
FEDRA: Mój małżonek, Enono, żyje — dość mi na tem.
Niegodnych mych płomieni zdradziłam upały —
On żyje: te dwa słowa los mój znaczą cały.
ENONA: Jakto?
FEDRA: Wszak ci mówiłam, słuchać mnie nie chciałaś:
Przed mą słuszną zgryzotą prym swym żalom dałaś.
Umarłabym dziś rano, łez i westchnień godna,
Poszłam za twoją radą, umieram wyrodna.
ENONA: Umierasz?
FEDRA: Wielkie nieba! O losów wyroku!
Mój małżonek tu stanie, syn przy jego boku;
Będzie patrzał, ten świadek mych niecnych płomieni,