I, pod czołem pogodnem kryjąc wszystkie bole,
Nawet zapłakać na mą nie mogłam niedolę.
ENONA: Jakiż owoc z daremnej miłości posiędą?
Nie ujrzą się już więcej.
FEDRA: Ha! Kochać się będą!
Teraz oto, w tej chwili — och, myśli straszliwa! —
Z niewczesnej miłośnicy drwiąc sobie do żywa,
Mimo wygnanie, co ich nadzieje dziś grzebie,
Ślubują nawspak losom należeć do siebie.
Nie, nie zdołam ich szczęścia ścierpieć! Ach, Enono,
Ulituj się zazdrości, co kąsa me łono:
Trzeba zgubić Arycję, trzeba króla judzić,
Przeciw krwi nienawistnej jego gniew pobudzić!
Niech na znikome kary czasu dziś nie traci,
Zbrodnia siostry przewyższa stokroć winy braci!
Póty błagać go będę, ściskać mu kolana...
Co czynię? Dokąd myśl mnie wiedzie obłąkana?
Kogóż czynić mścicielem zazdrości mej chciałam?
Mąż mój żyw, a ja ciągle dawnym ogniem pałam!
Dla kogo? W jaką stronę me pragnienia mierzą?
Z każdem słowem od grozy włosy mi się jeżą!
Me zbrodnie od tej chwili dobiegły już granic:
Potwarcza, kazirodna, niepomna już na nic,
W dzikiem pragnieniu pomsty, w żądz plugawych męce,
Głodna we krwi niewinnej umazać swe ręce...
Nędznica!... I ja żyję! I spojrzenie cierpię
Tego świętego słońca, z którego ród czerpię!
Mym praszczurem jest ojciec i pan bogów wszelkich,
Niebo, świat cały pełne są mych przodków wielkich!
Gdzie się skryć? Niech moc piekieł mnie pochłonie żywą!
Ha! Wszak mój ojciec urną tam włada straszliwą,
Los, mówią, jego dłoni zwierzył ją surowej:
Minos tam nas, śmiertelnych, sądzi blade głowy.
Jak wzdrygnie się cień jego, gdy, grozą przejęty,
Strona:PL Racine-Fedra.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.