Strona:PL Racine-Fedra.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Ujrzy przed sobą obraz swej córki wyklętej,
Zmuszonej wyznać życie, plugastwem skalane,
I zbrodnie, samym piekłom, być może, nieznane!
Jak przyjmiesz, ojcze, widok ten, stokroć hańbiący?
Widzę, jak straszna urna z dłoni leci drżącej,
Widzę, jak, wielki przykład pragnąc dać przed światem,
Ty sam własnej krwi swojej żądasz stać się katem!
Przebacz: nad rodem twoim niebiosa się srożą,
W szaleństwie swojej córy uznaj pomstę bożą!
Ach, biedne moje serce z tej zbrodni ogromu
Nie zebrało owocu innego prócz sromu:
Nieszczęściami ścigana po ostatek tchnienia,
Oddaję ducha, wszystkie zgłębiwszy cierpienia.
ENONA:
Ach, pani, przestań dręczyć się w złowróżbnym szale
I innem popatrz okiem na błąd, ludzki wcale!
Kochasz — nie zwalczyć ludziom przeznaczeń wyroku:
Ofiarą nieszczęsnego stałaś się uroku.
Zaliż cud ten nie trafił się żadnej kobiecie?
Czyż miłość ujarzmiła ciebie pierwszą w świecie?
Słabość taka to wszakże zwykła ludzka kolej
I, śmiertelna, ulegasz też śmiertelnych doli.
Dość pospolite jarzmo ty oblewasz łzami:
Toć mieszkańce Olimpu, toć bogowie sami,
Co zbrodnie nasze gniewem straszą wiekuistym,
Też płonęli niekiedy czuciem niezbyt czystem.
FEDRA:
Co słyszę? Ty śmiesz kusić mnie takim przykładem?
Do końca swych podszeptów truć mnie pragniesz jadem,
Nieszczęsna! Oto, jakeś nędznie mnie zgubiła:
Żegnałam się już z życiem — tyś mi je wróciła,
Na twe prośby jam względów świętych się wyrzekła,
Strzegłam się Hipolita — tyś mnie doń zawlekła.
Coś uczyniła? Czemu twe usta nieprawe